9 cze 2013

Rozdział IV cz. 1 Ostrza




Filary Takaitery łączą ziemię z niebem.

Promienie brzasku - nić

rozciągnięta między morzem a górami.

Szmaragd, który mi podarowałeś...

zespoił moje marzenia i obawy

w ostrze

dzierżone w twojej ręce.




Już po paru dniach Hideki przekonał się o zasadności przestrogi Kaori. Co prawda nie był bezpośrednio napastowany, jednak nieustannie czuł na sobie czyjś wzrok. Czasem w nocy budził się z przeczuciem, że ktoś jest w jego pokoju. Lecz gdy otwierał oczy, napotykał tylko ciemność. Kaori już go nie odwiedzała, choć nie zarwała zupełnie kontaktu. Przesyłała mu wiadomości, zazwyczaj na małych karteczkach dołączonych do posiłku, który był już w pokoju, zanim Hideki otwierał oczy. Pierwszego dnia dostał również czarne, proste kimono oraz sandały. Przyjął je dość niechętnie – w końcu Kaname obiecał mu nie płacić. Tymczasem zapewnił mu wyżywienie, mieszkanie, leczenie i ubrania, choć wojownik w żaden sposób nie zaczął jeszcze dla niego pracować. Jedynym, co mu przeszkadzało, był brak miecza u boku. Czuł się bez niego nieswojo. Kiedyś przysłano mu też kule z małą notką: „Wolałabym, żebyś odpoczywał, ale wiem, że nie usiedzisz długo na miejscu, więc chociaż używaj tych kul. Yuuki”. Rzeczywiście Hideki często spacerował po korytarzach Shikaze Shitou lub zaglądał na taras, który pokazała mu kapitan. Przebywanie na zewnątrz połączone z jego wytrwałością, przynosiły bardzo korzystne skutki. Wojownik w dość szybkim tempie odzyskiwał siły. Czasem przeszywał go na kilka sekund ból w nodze, ale i to powinno wkrótce ustąpić. Nogi prowadziły go często w stronę południowej części pałacu. Miał cichą nadzieję, że zobaczy tam przechodzącą akurat Kaori. Nie spotkał jej ani razu.

Nie narzekał jednak na samotność. Nie miał nic przeciwko odosobnieniu i ciszy. Gdziekolwiek dotąd pracował, zawsze stronił od towarzystwa.  Rzadko się odzywał, za to dużo słuchał. Wykonywał swoje zadania, otrzymywał zapłatę – na tym kończyła się jego rola. Jednak tu było trochę inaczej. Reguły pałacu przestały być tak oczywiste. Zdążył już zauważyć, że nie ma wyraźnego rozgraniczenia między tym, co wolno, a czego nie. Wszystko zależało od konkretnej sytuacji, osoby. Na co on może sobie tutaj pozwolić? Jaką postawę przyjąć? Taką, która zadowoli Kaname. Gdyby to było takie łatwe…

Chłodny wiatr zwiastował zmianę pogody. Ściągał ciężkie chmury koloru żelaza, które wisiały nad ziemią niczym niewypowiedziana, lecz czytelna groźba. Wydawało, że runą zaraz na ziemię, zamiast kraterów zostawiając kałuże. Spacery na świeżym powietrzu musiały zatem całkowicie ustąpić miejsca przechadzką po północnej części Shikaze Shitou. Hideki kolejny raz odwiedził hol, w którym niegdyś pojawiła się kobieta o szmaragdowych oczach. Szukał ich, lecz zamiast tego napotkał dziwnie znajome spojrzenie należące do stojącego w znacznej odległości Kanamejczyka. Jego twarz miała jakby lisi wyraz. Była wąska. Z wąskimi oczami, w których tlił się złośliwy płomyk, wąskimi ustami ułożonymi w niezbyt kształtny uśmiech i wąskim, szpiczastym podbródkiem. Wąska. Choć nie brzydka. Młoda, aczkolwiek  dojrzalsza w porównaniu do twarzy Hidekiego. Był starszy. Był kapitanem. Był człowiekiem z miejsca znienawidzonym przez Urashiharę.

Czemu? Spotkali się już. To był ten człowiek, który kpił sobie z niego, kiedy wojownik usiłował przedostać się do południowej części. Nic wtedy nie powiedział i wcale nie musiał. Jego śmiech przypominający brzęczenie miedzianych dzwonków wyrażał więcej pogardy niż najgorsze przekleństwo. Hideki odwrócił się z zamiarem opuszczenia pomieszczenia. Tym razem całkowicie postawił na ostrożność. Nie było sensu niepotrzebnie narażać się na konflikty. Kapitan najwyraźniej go zauważył, gdyż zaczął iść w jego stronę. Hideki udał, że tego nie widzi i pośpiesznie skierował w kierunku korytarza. Mijał właśnie grupkę ludzi, gdy potknął się i niezbyt zgrabnie przydzwonił w podłogę. „Idiota! Jak można potknąć się na płaskim…” – pomyślał, słysząc rechot mężczyzn.

- Cisza! Pomóżcie mu wstać. To królewski gość.

Hideki uniósł powoli głowę. Nie mógł uwierzyć, że te słowa pochodziły z tych wąskich jak drucik ust, których jeszcze chwilę wcześniej nie miał zamiaru oglądać ani słuchać. Może zbyt pochopnie ocenił kapitana? A może dopiero teraz powinien zacząć się go obawiać. Kanamejczyk zbliżył się do niego i wyciągnął dłoń. Jasnowłosy chwycił ją po chwili wahania i podniósł się z podłogi. Otrzepał ubranie, raczej z przyzwyczajenia, gdyż w całym pałacu panowała nienaganna czystość i porządek.
- Co za prostacy… Następnym razem obetnę wam te języki! Zobaczymy, czy będziecie się śmiać  – Kapitan pokręcił głową, po czym zwrócił się do Hidekiego – Jestem kapitan Takugawa.
Hidekiemu przyszło do głowy, że albo kapitan jest hipokrytą, albo rzeczywiście wnioski zostały wyciągnięte zbyt szybko.
- Urashi…
- Wiem, kim jesteś. Cieszę się, że mogę cię w końcu poznać osobiście. Pozwolisz, że cię odprowadzę? – Takugawa otoczył go ramieniem. – Musisz być bardziej ostrożny. Byłoby szkoda, gdyby coś ci się teraz stało.
- To bardzo miłe, jednak chyba sobie…
- Nalegam – przerwał mu Takugawa i zacisnął mocniej rękę na jego ramieniu. Z jego twarzy okalanej czarnymi włosami nie schodził szeroki uśmiech. Hideki skinął tylko głową. Odmowa byłaby kłopotliwa, ruszyli więc w stronę północne części.
–  Kiedy o tobie usłyszałem, pomyślałem, że musisz być potomkiem jakiegoś wielkiego wojownika, jednak nie przypominam sobie, bym słyszał o klanie Urashihara – Kapitan wbił palce w dopiero co gojącą się ranę. – Wybacz, ale twój wygląd też nie wskazuje na elitarne pochodzenie.
Hideki zacisnął zęby, zastanawiając się, czy to ukłucie było celowe. 
– Czemu milczysz? – zapytał z wyrzutem, ale szybko dodał – Chyba cię nie uraziłem? Nie przejmuj się. Shikaze Shitou z każdego barbarzyńcy zrobi człowieka. Ale te włosy! Trzeba będzie je ściąć. To pałac, a nie puszcza – Na twarzy znów pojawił mu się ten drwiący lisi uśmiech, za który Hideki znienawidził go przy ich pierwszym spotkaniu. – Rozumiesz?
Blondyn przytaknął nieobecnie. Ta rozmowa coraz mniej mu się podobała.
– Nieuprzejmie jest nie odpowiadać rozmówcy, tym bardziej kapitanowi. Nie każ mnie uczyć cię dobrych manier. Pytałem, czy zrozumiałeś?
Palce Takugawy wrzynały się coraz głębiej w jego ramię. Hideki zrozumiał, o co mu chodzi. „Chce mnie sprowokować, żebym go zaatakował lub obraził. To kapitan. Nie mogę mu nic zrobić, on może zrobić mi wszystko…  Cholera! To sytuacja bez wyjścia. Muszę to przeczekać. Nie mogę sobie pozwolić na chwilę nie uwagi. Fałszywy ruch będzie katastrofą.”
– Rozumiem. Oczywiście.
– Oczywiście? Czy ja wiem, czy to takie oczywiste? Twoja sprawność fizyczna niepodważalnie robi wrażenie, jednak wątpiłem trochę w twój intelekt – przyznał złośliwie.
Jasnowłosy wojownik zignorował jego zaczepkę. Rozejrzał się dookoła. Jego rozbiegany wzrok nie napotkał nikogo, kto mógłby przerwać tę sytuację. Tylko czynnik zewnętrzny mógł go z tego wyrwać. Wtem silna dłoń chwyciła jego szczękę i obróciła gwałtownie w swoją stronę.
– Tu jestem  – Takugawa uśmiechnął się, mrużąc oczy.
„Co za fałszywa szuja… nie odpuści.”
– Patrzyłbyś może na tego, z kim rozmawiasz. Gdyby nie to, że jestem wyrozumiały nawet dla osób tak nisko ustawionych w hierarchii, oskarżyłbym cię o lekceważenie. Wiesz, że lekceważenie kapitanów jest tu surowo karane? Nie martw się, nie jest za późno na przeprosiny.
„Taki jesteś? Myślisz, że to wystarczy, by dać ci pretekst do ataku? Yuuki miała rację. Tylko czekasz, żeby mnie zadrasnąć, ale to za mało. Nic o mnie nie wiesz.”
Urashihara uśmiechnął się pogodnie mimo bólu w ramieniu.
- Przepraszam najmocniej – powiedział uniżenie. – To był z mojej strony niewybaczalny nietakt. Jestem zdany na twoją łaskę, panie.
Kapitan skrzywił się. Nie starczało mu już cierpliwości, by kryć niezadowolenie. Zbyt wcześnie obnażył przed wojownikiem wszystkie swoje intencje. Zbliżali się do pokoju Urashihary. To koniec. Chłopakowi udało się wyjść cało, choć musiał poskromić trochę swoją dumę.
- Zabawnie brzmią dworskie słowa w ustach barbarzyńcy, ale przyjmuję je – odezwał się w końcu Takugawa. – Mam nadzieję, że niedługo znów się spotkamy, słomogłowy.
Hideki uśmiechnął się z satysfakcją. „Słomogłowy? A gdzie się podział królewski gość?”- pomyślał, lecz odpowiedział tylko:
- Dziękuję za pomoc i rozmowę. Ja również mam nadzieję na rychłe spotkanie, panie.
- Szybko się uczysz. Radzę ci być ostrożnym. Nieodpowiednie zachowanie może cię zgubić.
„Z pewnością - jeśli będziesz w pobliżu, łajdaku.”
- Dziękuję za troskę. Będę o tym pamiętać.

Hideki skłonił się nisko i wszedł do pomieszczenia. Zamykając drzwi, czuł ogromną satysfakcję.  Rzucił się na łóżko i roześmiał.
- Duma… Ten, kto w porę się je nie wyrzeknie, zginie. Z honorem, ale jednak.
Ten dzień należał do wyjątkowo męczących. Nie chciało mu się nawet myśleć o ostatnich wydarzeniach. A jednak myśli płynęły same. Usłyszał kapanie.
- Kiedy odrzuciłem dumę? Ha! Jakbym jeszcze kiedyś ją miał. Kiedy zacząłem gadać do siebie? To lepsze pytanie.
Zamilkł. Pojedyncze krople uderzały o szybę. Dołączały do nich kolejne. Niczym żołnierze ruszający w bój, skupiający się w jednym uderzeniu. Tysiące ostrzy. Tysiące kropli. Tysiące łez. Kto płacze? Na polu bitwy nie ma łez. Zawsze płaczą ci, którzy zostali daleko od niego. Pierwsza kropla deszczu - najodważniejsza. To dowódca. Za nim idą następni. Ołowiane chmury spuściły na ziemię swoje błyszczące miecze.  Kap... Kap... Czuł jak przeszywają jego uszy, a także… serce? „Honor - nigdy go nie miałem. Jednak… Kiedy Kaname spełni w końcu swoją obietnicę, kiedy wreszcie postawi mnie na wysokim stanowisku, nie będę musiał płaszczyć się przed tym obłudnikiem, parszywymi Kanamejczykami, przed nikim. Już nigdy przed nikim się nie poniżę.” Kap... Kap... Kto płacze? Jakieś dziecko wewnątrz niego, ale twarz pozostaje niewzruszona. Żołnierzu, musisz być silny. Żołnierzu, uduś dziecko, które w tobie mieszka. Jeden deszcz wystarczy.

                W którym momencie jego myśli porzuciły kształt i zlały się w sen pozbawiony logiki? Spał skulony, sam siebie obejmując ramionami. Wyglądał tak niepodobnie do tego upartego buntownika, którego dostrzegł w nim Kaname. Drżał  - z zimna? Czy mogły to być dreszcze wywołane czymś innym? Przerażeniem?








~part of me~




Na początku parę słów przeprosin. Fragment wyszedł średniej wielkości, a czekaliście na niego miesiąc. To dużo, zbyt dużo dla moich drogich Czytelników. Wybaczcie. Muszę przyznać, że ten post zaczęłam pisać w ten sam dzień, gdy dodałam poprzedni, jednakże ciężko mi było go skończyć. Nie - nie straciłam motywacji. Nie - nie znudziło mi się to opowiadanie. Nie - nie utknęłam w martwym punkcie. Brak  czasu. Tak po prostu. Moje życie obecnie galopuje i tylko czeka, żeby mnie brutalnie zrzucić ze swojego grzbietu. Ale nie o tym chcenie czytać :D Dość użalania się nad sobą. Dziękuję Ci. Ten fragment jest dla Ciebie. Za cierpliwość, wyrozumiałość i obecność. Bez Twojej osoby historia Dwóch Bogów nigdy się nie wydarzy.









6 komentarzy:

  1. Och, nie wiem co mam napisać... błyskotliwie jak zawsze! W tym rozdziale Hideki wyszedł bardzo sympatycznie i ciepło (moim zdaniem). A moim ulubionym fragmentem jest (za który wielce Cię podziwiam to:
    "Zamilkł. Pojedyncze krople uderzały o szybę. Dołączały do nich kolejne. Niczym żołnierze ruszający w bój, skupiający się w jednym uderzeniu. Tysiące ostrzy. Tysiące kropli. Tysiące łez. Kto płacze? Na polu bitwy nie ma łez. Zawsze płaczą ci, którzy zostali daleko od niego. Pierwsza kropla deszczu - najodważniejsza. To dowódca. Za nim idą następni. Ołowiane chmury spuściły na ziemię swoje błyszczące miecze."
    Warto było czekać! :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że tak uważasz. Jak miło, że nie zniechęciłaś się tym długim odstępem czasu. Miałam wątpliwości, że po miesiącu komuś będzie chciało się czytać... Dziękuję za podniesienie mnie na duchu :D

      Usuń
  2. Spokojnie, nikogo nie zawiodłaś. A już z pewnością nie mnie. Na początku chcę przeprosić, że komentuję rozdział dopiero teraz - wczoraj wieczorem była u mnie burza, a że jestem na tym punkcie przewrażliwiona, wyłączyłam komputer. Dziś to nadrobię tak długim komentarzem, jak tylko potrafię napisać, o!
    Początek jak zwykle wyszedł Ci okropnie poetycko i pięknie (choć moim ulubieńcem już chyba na zawsze pozostanie ten z części 2 rozdziału 3 - cudo!). Widzę, że nawet w opowiadaniu nie możesz powstrzymać się od dodania elementów poezji - mam nadzieję, że będą pokazywały się aż do końca historii, czekam na nie równie niecierpliwie, co na przygody Hidekiego - w końcu dzięki nim lepiej poznaję Kaori, która wydaje mi się bardzo ciekawą postacią... Właśnie, Kaori. Tutaj już dobrze widać, że Hideki za nią tęskni - podejrzewam, że to dla niego nowe uczucie, w końcu wcześniej wzbraniał się przed nimi... Choć może jeszcze przed bitwą żył w rodzinnym domu? Dobra, przechodzę do tej części, by nie rozwodzić się nad przemyśleniami o przeszłości.
    Już myślałam, że kapitan będzie miał jednak dobre intencje, a tu proszę - na szczęście nie udało mu się wyprowadzić Hidekiego z równowagi. Szczerze mówiąc trochę się pośmiałam, czytając co myśli, a co mówi - a już szczególnie tu:
    "„Z pewnością - jeśli będziesz w pobliżu, łajdaku.”
    - Dziękuję za troskę. Będę o tym pamiętać."
    Kiedy kończyłaś rozdział, ja rozpoczynałam swój. I dziwnym zbiegiem okoliczności w moim początku również pojawił się deszcz. Tyle że moje "niesamowite" opisy zamknęły ten temat w paru słowach. Popieram Bunko, Tobie ten fragment wyszedł genialnie. Porównanie deszczu do żołnierzy... Niesamowicie oryginalny i pomysłowy zabieg.
    Tak sobie myślę, jaki fragment podać jako najlepszy, ale nie potrafię go wybrać. Cały ten rozdział jest świetny i jest to dla mnie zwyczajnie niemożliwe.
    A ja znów tęsknię za Kaname...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za Twój wyczerpujący (na szczęście tylko treść, a nie mnie :P) komentarz. Widać deszczowa aura nam wszystkim się udziela, choć w Imperium Kaname pora deszczowa szykowała się, zanim w "realnym świecie" zaczęło padać :). Wiem, że tęsknisz za Kaname. No widzisz, ja sobie od czasu do czasu pisuję fragmenty, które pojawią się gdzieś w 6,7 rozdziale, więc nie narzekam na brak jego towarzystwa, ale Ty mogłaś już się stęsknić. Nie martw się, długo nie pozostanie postacią widmo :D Cieszę się, że nie zawiodłam oczekiwań. Ostatnio czuję na sobie presję. Prawdopodobnie własną. Czekam na Twój opis deszczu i nie tylko :*

      Usuń
    2. Komentarz miał być jeszcze dłuższy, ale wyszedł jaki jest...
      Też czasem chciałabym napisać fragmenty późniejszych rozdziałów, tyle że gdy tak robię, natychmiastowo gubię się we wszystkim. Nie pamiętam dobrze, co wydarzyło się u bohaterów, a co dopiero się wydarzy i muszę porządnie odświeżyć sobie całą historię, by nie popełnić jakiegoś głupiego błędu. Cieszę się, że Kaname niedługo znów pojawi się w opowiadaniu, chyba nie tylko ja na niego czekam. :)
      Ja też czuję na sobie presję, ogółem cały czerwiec okropnie mnie wymęczył i nie mogę doczekać się wakacji. Teraz uporałam się z poprawą ocen, a łatwo nie było. Pisałam trzy wypracowania i najchętniej na widok klawiatury czy długopisu chciałabym uciec, ale obiecuję, że wezmę się za swoje opowiadanie już jutro.
      Miłego wieczoru. :*

      Usuń
  3. Jestem! Spóźniona, ale jestem :)

    Cieszę się, że Hideki dochodzi do siebie. Ma silny organizm. Nie dziwię się również, że brakowało mu towarzystwa swojego miecza – w końcu wojownik traktuje go jako źródło siły. Podobało mi się, że liczył po cichu na spotkanie Kaori. Na razie mu się nie powiodło, ale coś czuję, że ich losy jeszcze się splotą ;)
    Ten Takugawa jest takim typem bohatera, który budzi zaintrygowanie i niepokój jednocześnie. Podobał mi się sposób, w jaki go opisałaś, rozwijając przymiotnik ,,wąski’’. Jego postawa jest zastanawiająca. Najpierw śmiał się z młodego wojownika, potem stanął w jego obronie, a następnie niemal groził? I jeszcze ten lisi uśmiech… No, coś czuję, że będą z nim kłopoty. Myślę, że przed ludźmi jego pokroju ostrzegała Kaori. Cieszę się jednak, że Hideki na razie zakrył się uprzejmościami i wyszedł z tego ,,starcia’’ zwycięsko.
    Ale to chyba ostatni fragment jest moim ulubionym z tego rozdziału – tutaj poetyckie słowa jak najbardziej wskazane. Naprawdę zachwycił mnie kawałek o deszczu i wojnie. Opisałaś w taki sposób, jaki lubię – barwny i działający na wyobraźnię. Końcówka także obnażyła w pewnym sensie słabość drzemiącą w naszym dzielnym wojowniku. Czy mnie to zraziło? Jasne, że nie. Cieszę się, że pokazałaś go także od tej strony.

    I jeszcze coś. Chyba nie wspomniałam o tym w ocenie. Zaimponował mi bezpośredni zwrot do czytelnika w mowie końcowej. To takie miłe podziękowanie za przeczytany rozdział ^^


    Nie wiem, czy zawsze będę miała czas i chęci na wyłapywanie błędów, ale dziś jestem skora do pomocy.
    ,,Hideki kolejny raz odwiedził hol, w którym niegdyś pojawiła się kobieta o szmaragdowych oczach. Szukał ich …’’ – Dla mnie brzmi to zrozumiale i naprawdę ładnie, jednak nie z punktu widzenia logiki. Od jakiegoś czasu uczę się, aby to ona w niektórych przypadkach zastępowała miejsce poetyckości. Dlatego wstawiłabym tutaj ,,szukał ich właścicielki’’, bo w przeciwnym wypadku wychodzi na to, że młodzieniec poszukuje jedynie dwóch gałek ocznych xD
    ,,- Co za prostacy… Następnym razem obetnę wam te języki! Zobaczymy, czy będziecie się śmiać(.) – Kapitan pokręcił głową, po czym zwrócił się do Hidekiego(.) – Jestem kapitan Takugawa. ‘’
    ,,Kiedy o tobie usłyszałem, pomyślałem, że musisz być potomkiem jakiegoś wielkiego wojownika, jednak nie przypominam sobie, bym słyszał o klanie Urashihara(.) – Kapitan wbił palce w dopiero co gojącą się ranę.’’
    Widzę, że jeszcze trochę czasu będziesz musiała poświęcić na ogarnięcie zapisu dialogów. To nic trudnego, wystarczy nabrać wpraw ;)

    I tak na marginesie – zachęcona Twoją opinią obejrzałam Death Note. Wczoraj skończyłam. O rany, to jest boskie. Te postacie, ta muzyka, te pomysły… To zdecydowanie anime z wyższej półki :)
    I czy mi się wydaje, czy Twój nick nawiązuje do tego serialu? :P

    OdpowiedzUsuń

Jak miło, że decydujesz się na skomentowanie. Tylko pamiętaj - szczerość najważniejsza!