Zachodni
wiatr bawił się w trawie.
Potem
przeskakiwał na moje włosy.
Ale to było
kiedyś…
W Shikaze
Shitou nie ma trawy, w której mógłby szumieć.
Nie ma
włosów, które mógłby plątać.
Zostały
uwiązane, a zieleń ukryta.
Jej
wspomnienie – w moich oczach.
- Wątpię, by on chciał się widzieć z tobą.
Głos należał do bardzo młodej kobiety o oczach koloru
wiosennych liści. Przerwał wszystkie słowa – te wypowiedziana i te pomyślane. Strażnicy zamilkli i odsunęli
się od Hidekiego. Dziewczyna podeszła do niego. Była kapitanem... Albo Hideki
źle skojarzył opaski na ramionach albo w Shikaze Shitou naprawdę była kobieta
na tak wysokim stanowisku. Czarne włosy upięte w wysoki kok, sztywna postawa
oraz miecz przy boku dodawały surowości,
która nie pasowała do jej delikatnej twarzy. Była śliczna. Drobna, pogodna,
dziewczęca, o jasnej cerze i subtelnych ustach – śliczna. I nawet męski strój
nie mógł ukryć tego piękna. Tylko powaga
jak maska przykrywała jej szmaragdowe oczy. Gdyby nie ona, na pewno by się
śmiały.
- Dziękuję za zatrzymanie go, teraz ja się nim zajmę.
W tym
momencie w sali powili się medycy. Ich widok znów rozbawił Hidekiego. Ponownie
przypominali mu muchy – stłoczone, natrętne, kręcące się bez celu.
- Kapitanie, właśnie… - zaczął jeden z nich.
Dziewczyna
uciszyła go gestem dłoni.
- Wasza pomoc nie będzie potrzebna. Teraz jest pod moją
opieką. Możecie odejść.
Mężczyźni
skłonili się bez słowa sprzeciwu i wreszcie odeszli (według Hidekiego odlecieli).
Dziewczyna omiotła go spojrzeniem.
- Pójdziesz ze mną - zwróciła się do niego. - Rozerwałeś sobie
szwy – dodała z nutą konsternacji.
Rzeczywiście - jedna z ran znów zaczęła krwawić. Hideki wstał
powoli, obywając się bez pomocy strażników. Dziewczyna, nie czekając na niego,
skierowała się w stronę korytarza do północnej części pałacu. Prawdopodobnie celowo
szła na tyle wolno, że wojownik bez większych problemów ją dogonił.
- Z całym szacunkiem, mógłbyś
trochę bardziej dbać o swój organizm. Teraz nie żyjesz wyłącznie dla siebie –
przemówiła.
- A więc dla kogo?
- Dla Kaname, oczywiście. Nie
obchodziłby mnie twój stan, gdyby nie to, że obchodzi on Kaname.
Hideki
spuścił głowę. „Nierozwaga”. To jedno słowo ciągle pobrzmiewało w jego głowie. Wciąż
zastanawiał się, dlaczego tak łatwo mu uległ, tak szybko podjął decyzję. Czy
jest ona nieodwracalna? Co przyniesie? Dlaczego te rozważne myśli przychodzą
dopiero teraz? Dobrze, że podświadomie zachował odrobinę ostrożności w rozmowie
z Kaname. Nie miał pojęcia, skąd do głowy przyszły mu
wtedy takie odpowiedzi. Dzięki nim wyszedł obronną ręką z wielu niewygodnych
pytań. Ale przedstawił się… Co w niego wstąpiło – wtedy i teraz? Czemu
pozwala, by jego porywczość zawładnęła nad chłodnym osądem sytuacji. W
ostatnich dniach zbyt często go ignorował. Przesłuchanie, spotkanie w sali
tronowej, a teraz ten nagły przypływ gniewu… Chciał zobaczyć Kaname… I co by mu
powiedział? Nie podoba mi się, że przez ciebie będę musiał spędzić następne
miesiące bezczynnie? Zachowanie godne pożałowania. Może lepiej, że nie został
do niego dopuszczony. Czas się opanować. Czas myśleć. Czas uważać, czy z uwięzi
nie próbuje się wymknąć zaufanie. Nawet jeśli Kaname wzbudził w nim pewną sympatię,
nie dostanie jego zaufania. Mimo to jego propozycja, choć nieco niejasna, była
niczym podarunek, nikłe światło w ciemnym tunelu. Czy to właśnie będzie ten
cel, którego przez tyle lat poszukiwał? Nie był tego pewien. Choć nawet jeśli
nie, cóż może stracić? Był bliski śmierci, bez przyszłości (za to z ogromnym bagażem
przeszłości), domu, perspektyw. Na przystaniu do Kaname może tylko zyskać.
-
Dlaczego uważasz, że Kaname nie chce się ze mną widzieć? – zapytał.
Jasne usta dziewczyny uśmiechnęły się, przełamując emanującą
od niej sztywność.
-
Jeszcze słabo go znasz. On z tobą gra. Wykonał ostatnio bardzo odważny ruch,
podobnie jak ty. Teraz musi zwiększyć dystans, żebyś nie był zbyt pewny siebie.
- A ty
wyjawiasz mi jego chwyty.
- Sam
byś do tego doszedł – odparła, nie patrząc na niego.
- Skąd
takie przypuszczenie? – spytał zdziwiony pewnością w jej głosie.
- Obserwowałam
cię. Jesteście do siebie podobni – ty i Kaname.
Nagle Hideki
zatoczył się lekko. Zrobiło mu się słabo i to wcale nie z powodu usłyszanych
słów. Oparł się o ścianę. Przez chwilę
dostrzegł zielone zaniepokojone oczy. Zrobiło mu się głupio. Okazywać słabość
przy tak drobnej, kruchej kobiecie, która mimo wszystko ma więcej siły od niego…
Co za wstyd. Wtem ona dotknęła jego czoła. Urashihara zadrżał pod wpływem
dotyku jej chłodnej dłoni. Nie przywykł
do towarzystwa kobiet, a tym bardziej kobiet wydających rozkazy czy udzielających
pomocy.
- Pomóc
ci iść?
To było ostatnie, na co mógłby się zgodzić! Prędzej
przystałby na śmierć. Płonął cały ze wstydu i złości na siebie. Zacisnął pięści
i wyprostował się.
-
Wszystko w porządku – odpowiedział ciężko. – Chodźmy dalej.
Rzecz jasna nie uwierzyła mu.
-
Jadłeś coś dzisiaj?
- Nie –
odpowiedział, odwracając wzrok. Czuł się jakoś dziwnie w jej obecności.
Jakby był w jakiś sposób zobowiązany do wypełniania jej poleceń, słuchania
każdego słowa. Ta nieznajoma darzyła go troską. Czy tylko ze względu na
obowiązek wobec Kaname, czy może rzeczywiście się martwiła? Lecz niby z jakiej
racji? Głupota… jednak musiał spytać.
-
Powiedziałaś, że teraz ty się mną zajmiesz. Dlaczego? Kaname ci to zlecił?
- Nie.
Nie spodziewał się takiej odpowiedzi.
- Sama go
o to poprosiłam. Kaname zapewne będzie chciał wcielić cię do swojej armii i
raczej nie ustawi cię na niskim stanowisku. Najpewniej zrobi to, gdy tylko twój
stan się polepszy. Do tego czasu musisz się odpowiednio przygotować. Zadbam o
to. Zważywszy na moje umiejętności medyczne oraz znajomość zamysłów władcy, jestem do tego najodpowiedniejszą osobą. Na pewno lepszą od kapitana Ukity,
który do tej pory za ciebie odpowiadał.
Chłopak nic nie odpowiedział.
Błyszczący korytarz
doprowadził go w końcu tam, skąd przyszedł, jednak dziewczyna minęła jego
pokój.
-
Wyjdziemy za zewnątrz – odpowiedziała na jego pytające spojrzenie.
Mijali kolejne pomieszczenia.
Drzwi do niektórych z nich były otwarte. Hideki zaglądał w nie, aby przez
sekundę dostrzec scenę z życia mieszkańców Shikaze Shitou. Widział służbę przy
posiłku, muzyka strojącego instrument, starszego mężczyznę czyszczącego miecz.
Wszystko robili w milczeniu. Zdarzało się, że niektórzy zdążyli podnieść wzrok
i spojrzeć w oczy ciekawskiego obserwatora. Niektórzy patrzyli na niego z pogardą. Mimo to Hideki zwalniał
zawsze, widząc otwarte drzwi. Szukał tam
odpowiedzi na pytanie, co sprawia, że ten pałac różni się od innych. Jednak nie
znalazł jej w oglądanych twarzach. W
końcu doszli to kolejnego holu podobnego, do tego który dzielił pałac na części
północną i południową. Tym razem nikt ich nie zatrzymał. Dziewczyna podeszła na
chwilę do jednego ze strażników i coś do niego powiedziała przyciszonym głosem.
W jednaj za ścian osadzone były trzy bogato zdobione portale z czarnego drewna,
dekorowane srebrnymi ornamentami. Środkowy był najwyższy, jednak nieznajoma wybrała
boczne wejście.
- Chodź – szepnęła.
Odźwierni otworzyli masywne
drzwi. Snop światła wylał się na śliską posadzkę. Oczy, które przez trzy dni nie
widziały słońca, zamknęły się w obawie przez oślepieniem i za nic nie chciały
się otworzyć.
- Chodź – usłyszał znów cichy
głos.
Pragnął za nim podążyć. Poczuł na
twarzy ciepłe promienie słońca i delikatny powiew wiatru. Powietrze odurzało mieszanką
letnich zapachów. Przestąpił próg i w tym momencie usłyszał:
- Przepraszam. Nie przedstawiłam
się ci się. Nazywam się Kaori Yuuki.
~part of me~
No na reszcie. Uff... Dziękuję Wam
Cassie i Yennefer. Zamknęłabym Was w puszkach i sprzedawała jako napój
energetyczny. Zastanawiam się, czy mam innych czytelników oprócz Was :P Zdaje
się, że jeszcze paru jest. Choć to nie istotne. Najwyżej będę pisać do wyimaginowanych
odbiorców. Porzucenie tej historii byłoby niewybaczalne. Wcześniej myślałam, że
to ta opowieść jest tym, na co czekałam. Finałem zmagań moich pomysłów. Tyle z
nich zostało wyeliminowanych, prawdopodobnie na zawsze. Dziś wiem, że to
początek drogi, bardzo długiej drogi, która być może nigdy nie zakończy się
znaczącą, wyraźną metą. Ale w myśl własnych słów - ,,W podróży ku horyzontowi
najważniejsza jest przebyta droga" - będę w tym wyścigu uczestniczyć. Dziś
widzę, że Dwaj bogowie to zaledwie zapowiedź tego, co kiedyś może się
pojawić. Wątpię, bym mogła kiedyś pisać hm... zawodowo. Samo to słowo wywołuje
we mnie obawę o moje zadufane w sobie ego. Potrzeba mi chyba wiadra wody na
głowie w postaci krytyki :D. Pozdrawiam wszystkich, czytających te słowa i
życzę miłego dnia/wieczoru/nocy/weekendu... Nie wiem, kiedy sobie to czytacie.
No wreszcie, doczekałam się ;3 Pojawiła się postać kobieca, która może trochę zamieszać a życiu Hidekieg, doszłam do takiego wniosku czytając ten rozdział ;], nie wiem czy jest on błędny czy wręcz przeciwnie ;] Mam nadzieję że w następny rozdziale pojawi się postać Kaname, bo troszkę już za nim tęsknie :P Jej piszesz jak zawsze ciekawie, skupiasz się na emocjach bohaterów, opisujesz bardzo dokładnie wystrój pałacu.. eh mogłabym godzinami cię wychwalać ;3 Wstęp bardzo liryczny i piękny ;3 Masz niesamowitą wyobraźnię i potrafisz dostrzec ukryte piękno. Czekam na kolejny rozdział ;** Yennefer
OdpowiedzUsuńAleż mi słodzisz, moja kochana. Jeszcze cukrzycy dostanę :D. No Kaori trochę namiesza, zresztą sama się przekonasz, a za Kaname nawet ja sama tęsknię :). Dziękuję za ten wyczerpujący komentarz.
OdpowiedzUsuńNOWY ROZDZIAŁ!!!!! Tak!!
OdpowiedzUsuńNo, wreszcie. Nie chciałam Cię poganiać, nadal nie chcę, więc będę to robić tylko w myślach. Zobaczyłam ten rozdział wczesnym popołudniem i z trudem powstrzymałam się przed błyskawicznym pochłonięciem go, bo niestety musiałam posprzątać artystyczny nieład w moim pokoju. I teraz - nareszcie! - mogę się nim cieszyć. Dzięki niech Tobie będą!
Początek jest świetny, poetycki i piękny. Hmm, trochę inaczej wyobrażałam sobie Kaori, ale podoba mi się sposób, w jaki ją przedstawiłaś. Wspomnę tu jeszcze, że imię to bardzo do niej pasuje. Co ta kobieta zrobi Hidekiemu? Bo coś musi zrobić. O, niech tak namiesza w jego życiu, żeby się nie mógł później pozbierać! Lubię go, ale lubię też, gdy bohaterom przydarza się coś złego. Ciekawa jestem, co też dzieje się w głowie Kaname i przyznam, że tak jak Yennefer, trochę się za nim stęskniłam. :)
To dopiero początek? Nie mogę się doczekać, aż ruszysz w stronę mety. Już teraz piszesz genialnie, co więc będzie, gdy zaczniesz rozwijać swój talent? O tak, już to sobie wyobrażam. Zobaczysz, jeszcze będę kupować Twoje książki w empiku! Chociaż nie znam nawet Twojego imienia. Wyczuję, że to Twoje dzieło intuicyjnie. Albo mnie wcześniej poinformujesz, tak! Obiecaj, że mi wtedy o tym napiszesz!
I przepraszam za tak chaotyczny komentarz. :D
Nie waż mi się przepraszać za taki milutki komentarz, który sprawia, że szczerzę się do monitora! No ba, że Cię poinformuję! Dodam też dedykację dla Ciebie, Yennefer, Malarii i paru innych osób :D Te moje marzenia... Ja wciąż nie mogę uwierzyć, że wersja demo mojego marzenia się tak powolutku spełnia. Również dzięki Tobie.
UsuńDziękuję, dzięki temu szybciej znajdę Twoją książkę i nie będę musiała przeglądać wszystkich, szukając dedykacji. :D Teraz i ja szczerzę się do monitora. To chyba zaraźliwe.
UsuńMarzenia się spełniają i świat robi się piękniejszy.
Czytam tego bloga i świat robi się piękniejszy. Naprawdę, piszesz tak świetnie, że czasem mam dreszcze, a czasem czytam fragment wieele razy, bo tak pięknie brzmi! Podzieliłabyś się swoim talentem, a nie!
Dobra, dość szczerych opinii na ten temat. Z własnego doświadczenia wiem, że czytając takie szczere, miłe komentarze można unieść się ponad ziemię. Będę musiała robić składkę z Yennefer i Malarią na wyjęcie jakiegoś samolotu, by Cię znaleźć. A mam lęk wysokości, może dziewczyny też, więc nie będę robić wszystkim kłopotów. :D
(W komentarzu pod poprzednią częścią chciałam napisać, żebyś wysłała Hidekiego do Polski, to nie byłby już taki samotny. Ale się Kaori zjawiła, niech ona się biedakiem zajmie. :D)
Ja mam się dzielić talentem?! Pfff! To w szkole nie uczyli, że zero się nie dzieli? :D. Proszę Cię, nie denerwuj mnie, nie ma nic co mogłabym Ci dać - Ty to wszystko już masz. To raczej a powinnam prosić Cię o rady. Może nauczysz mnie budować napięcie i tajemniczą atmosferę. Zastańmy pisarkami! Tak żeby po latach spotkać się i z radością stwierdzić, że to co kiedyś było marzeniem, jest rzeczywistością.
UsuńTo Ty mnie nie denerwuj - jakie zero? Choć w zasadzie rzeczywiście Twojego talentu nie można dzielić - bo jak podzielić nieskończoność? Albo to niemożliwe, albo nie słucham na lekcjach. A raczej obie te wersje.
UsuńNie mam Cię czego uczyć, budujesz napięcie lepiej niż ja. To Ty powinnaś uczyć mnie, jak malować słowami obrazy. Opisy marnie mi wychodzą.
Tak! Obie nimi zostaniemy i udowodnimy światu - oraz samym sobą - że wystarczy trochę determinacji i można spełnić największe marzenia.
Prawdziwe. Wtedy byłabym chyba najszczęśliwszą osobą na świecie. Wiele razy o tym marzyłam, ale nigdy nie zastanawiałam się, jak to tak naprawdę jest. Ile musi to dawać satysfakcji! Z drugiej strony to spora odpowiedzialność i stres. Cieszę się z każdego mojego czytelnika, ale gdybym miała ich setki, tysiące? Nie wiem, czy byłabym w stanie opublikować jakiś rozdział. Bałabym się, że coś się nie spodoba, że coś jest złe. Teraz też tak mam, ale wtedy byłoby to sto razy silniejsze. Ale mimo to i tak mogę marzyć. I mieć nadzieję, że kiedyś nie będą to już tylko marzenia.
OdpowiedzUsuńMi też się udało, mam szczęście. Rzeczywiście, na książkę o wiele łatwiej trafić - idę do empiku, wybieram dział i szukam. Przydałby się jakiś spis wszystkich blogów, ale i tak jest ich tak wiele, że ciężko byłoby coś dobrego znaleźć.
OdpowiedzUsuńJa już parę takich książek odkryłam - jedna z nich była tuż obok mnie, tylko ja nie potrafiłam jej dostrzec. Z pewnością jest wiele takich osób. Kogo masz tu na myśli? :>
OdpowiedzUsuńOd dzisiaj możesz, bo napiszę całkowicie szczerze:
OdpowiedzUsuńTwoje opowiadanie bardzo przypadło mi do gustu, jest świetne, a ''Podświat'' jest moim ulubionym blogiem.
Dziękuję. :) Teraz będzie już spokojniej, Leila zacznie wszystko sobie układać, ale jej się nie uda. Dziewczyna się pomęczy. Jak ja lubię znęcać się nad swoimi bohaterami! :D
OdpowiedzUsuńNaprawdę prawie się popłakałaś? Nigdy nie sądziłam, że uda mi się kogoś... tak poruszyć moją pseudo-twórczością.
A ja znów uśmiecham się do monitora. Cieszę się, że ta historia wywołuje u Ciebie takie emocje - rzecz jasna nie chcę, byś płakała, po prostu to dlatego, że opowiadanie przypadło Ci do gustu. :)
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam i myślę sobie, że widziałam bym Cię jako zawodową pisarkę, na prawdę ;) Piszesz składnie, ładnie, tak że chce się czytać dalej i dalej. Pozdrawiam. :3
OdpowiedzUsuń