Pamiętam każdą osobę,
którą zabiłam. Nie było ich wcale dużo.
Wciąż przypominam
sobie o nich w długie, samotne noce.
Wtedy płaczę i nie
mogę zasnąć.
Ile osób będę jeszcze
musiała zabić, żeby stać się taka jak on?
Mój miecz wciąż jest
niekompletny. Czyja krew zdoła go
wypełnić?
Łagodny kobiecy głos wypełniał
pokój. Śpiewała w języku, który został już dawno temu zapomniany przez Wschód.
Słowa układały się w opowieść o porzucony kraju, tęsknocie i rozłące z
ukochanym. Była ta piękna pieśń przepełniona nieskrywanym bólem. Kobieta
płakała, lecz jej głos ani na chwilę nie zadrżał. Z delikatnego i cichego
przeszedł w zimny i jakby twardy niczym skały, o które biły morskie fale z
pieśni.
Wtem czyjeś głosy zagłuszyły
śpiew. Pokój przemienił się w celę. Śpiew w brzęk łańcuchów. Ukojenie w udrękę.
Wojownik otworzył oczy i zobaczył
nad sobą znajomy widok – strażników w czarnych kimonach. Myślał, że oszaleje.
Dopiero, co go przesłuchiwano! Miał tego dosyć. Z braku snu dostawał paranoi. Gdy strażnicy do niego podeszli, szybkim ruchem zerwał się z ziemi.
Niespodziewanie narzucił łańcuchy skuwające jego ręce na szyję jednego z
Kamanejczyków. Szybko cofnął się z nim po ścianę.
- Nie podchodźcie albo go zabiję!
Strażnicy popatrzyli po sobie
zaskoczeni. Jednak jeden z nich zupełnie nie przejął się groźbą więźnia.
- Jeśli go zabijesz, my zabijemy
ciebie. Kaname cię oczekuje. Byłoby szkoda, gdybyś się nie zjawił. Chyba chce
ciebie o coś zapytać.
Jasnowłosy powoli rozluźnił
uścisk i wypuścił strażnika. Te słowa były ostatnim, czego się spodziewał.
Wywołały u niego na raz mnóstwo emocji od zdziwienia po ekscytację , które
wyraził tylko jednym słowem:
- Prowadźcie.
Kaname zamilkł i pogrążył
się w głębokim zamyśleniu przypominającym sen. Po głowie chodziło mu
wspomnienie młodego wojownika, który został samotnie na polu bitwy. Dlaczego
się nie poddał? Dlaczego walczył wiedząc, że nie ma najmniejszych szans, że
wszyscy go opuścili? Dlaczego się zaśmiał? Dlaczego nie uciekł jak inni? Czy
jest po prostu patriotą? A może ponad wszystko ceni honor? Kim jest? Jak mimo
bardzo młodego wieku może być tak silny i przede wszystkim doświadczony? Wkrótce
sam się go o to zapyta.
W sali pojawiła się Kaori, jak zawsze niepostrzeżenie.
Potem wszedł również Ukita i kilku innych wojskowych, następnie dworzanie i
służba. Wszyscy chcieli zobaczyć osobę, o której od czterech dni mówiło całe
Shikaze Shitou.
W rogu ogromnego okna pojawił się pierwszy promień wschodzącego
słońca, przebił się przez grube szkło, pomknął w głąb przestrzeni i zawisł na potężnych drzwiach. Odpowiedziało mu głuche skrzypnięcie otwierających się wrót. Stało w nich trzech strażników oraz jasnowłosy wojownik z
kajdanami na rękach i nogach. Ruszyli powoli w kierunku tronu i światła.
Dworzanie przyglądali się im z zapartym tchem. Na to czekali. Na to czekał
Kaname. Śledzili dokładnie każdy ruch jeńca. Szedł bardzo powoli, widocznie
utykając na lewą nogę. I choć chodzenie sprawiało mu wyraźne trudności i ból,
uniósł głowę w dumnym, wyzywającym geście. Twarz wyrażała pewność i opanowanie,
co jakiś czas przerywane nieudolnie ukrywanym grymasem bólu. Był w tym pałacu
całkiem sam, nie miał żadnego sojusznika; wzrok przyglądających mu się
poddanych miał w sobie tyle samo zaciekawienia co nienawiści. Więc dlaczego
jego jasne, bystre oczy nie zdradzały nawet cienia strachu…
Jeniec
mijał potężne filary, po których mimowolnie wspinał się jego wzrok ku wysokim
sklepieniom spoglądającym z góry. Tak jak cały pałac były one przesiąknięte
tym niecodziennym monumentalizmem, przytłaczającym, a jednocześnie wprawiającym
w zachwyt, który władcy Tsukury najchętniej nazywali zwyczajną pychą. Ich
pałace też były duże i pełne majestatu, ale nie takiego. Ten zdawał się mieć w sobie jakąś inność, zuchwałość, a może nawet bunt. Najlepiej wyrażała to
właśnie sala tronowa - jej wysokość przy jednoczesnej
lekkości. A także snopy oślepiającego światła wpadające w raz z pierwszą sekundą dnia. Na jego świetlistym tle odcinała się czarna sylwetka tronu.
Tronu z którego emanowało… spojrzenie.
Sala tronowa składała się z dwóch poziomów. Na wyższym, do którego prowadziło dwanaście marmurowych schodków, stał samotnie tron. W obu bocznych ścianach znajdowały się po dwa portale zwieńczone ostrymi łukami. Światło wschodzącego słońca rozpoczęło grę z cieniem - odkrywało skomplikowaną konstrukcję sklepień, wyłaniało detale portali, odbijało się od granatowego marmuru. Takich budowli nie spotykało się na Wschodzie...
Gdy czwórka podeszła w pobliże
podwyższenia, na którym stał tron, pomocnicy skłonili się nisko. Wojownik tego nie zrobił, więc zmuszono go do pokłonu.
- Nareszcie.
Dźwięczny głos władcy
wypełnił całą przestrzeń. Słysząc go, niewolnik uniósł powoli głowę. Coś w jego
psychice zmieniło się. Już nie wyglądał na tak dumnego i nieustraszonego. Z jego twarzy zniknął prowokujący uśmieszek. Oczy otworzyły się szerzej. Ponad
nim na wysokim, strzelistym tronie zasiadał potężny władca. Promienie słońca
wpadające przez okno za jego plecami, raziły młodzieńca w oczy. Nie odwrócił
jednak wzroku. Wydawało mu się, że to nie światło poranku, lecz niesamowity
blask, którego źródło stanowiła postać Kaname. Przywodził na myśl uosobienie potęgi,
mocy i opanowania. Przywodził na myśl… boga.
Kaname wyczytał z jego twarzy
wszystkie te uczucia. W tej jednej chwili, zrozumieli się całkowicie. Spotkały się dwie skrajności: bogatego
monarchy otoczonego czcią i jeńca wojennego wycieńczonego walką, więzieniem i przesłuchaniami.
Spotkały się światłość i majestat oraz cień, który pragną pozostać
nieprzenikniony. Spotkały się dwa spojrzenia: jedne wyrażające zaintrygowanie i zadowolenie, drugie pełne zachwytu i fascynacji. Spotkali się dwaj
bogowie.
- Za kogo się uważasz, żeby patrzeć królowi w oczy?! – Strażnik szybkim
ruchem przygniótł głowę chłopaka do ziemi.
Oszołomiony więzień nie zareagował, gdy jego skroń uderzyła o podłogę.
Czuł na sobie napastliwy wzrok władcy. Co to za dwór? Co to za atmosfera? Do tej pory niczego się nie bał. Niech tak zostanie do końca. Próbował zebrać myśli, oponować nerwowe kołatanie serca. Jednak władca nie dał mu na to szansy.
- Witam w Shikaze Shitou – przemówił ponownie. – Jak ci się tu podoba? Czyż nie jest tu
pięknie?
Puls chłopaka znów przyspieszył. Nie widział,
jak Kaname skrzywił się nieznacznie niezadowolony jego milczeniem.
-
Widzę, że nie masz ochoty na pogawędki. Szkoda. Przejdę więc do rzeczy - ton głosu Kaname stał się bardziej stanowczy. - Chcę byś odpowiedział na kilka moich pytań. Kim jesteś?
Jasnowłosy wciąż milczał. Kaname nie zważając na to, kontynuował:
- Gdzie pobierałeś nauki? Kto jest twoim przełożonym? Skąd pochodzisz? A także, co sprawiło, że Tsukura zdecydowała się na takie posunięcie? Zasadzka w górach? Coś tak banalnego... Czy przez waszych dowódców przemawia arogancja czy brak zdrowego rozsądku? A może desperacji? Powiesz mi coś na ten temat? - mówił spokojnie, bez ani jednego tonu zdradzającego ironię. - Może Tsukura planuje kolejne samobójcze misje?
- Nie wiem nic o planach Tsukury.
- Nic? Doprawdy? Przecież walczysz w jej armii?
- Walczę dla tego, kto mi zapłaci. Nie interesuje mnie, jakie ma zamiary
– odparł.
Po ustach Kaname przemknął nikły uśmiech.
- Skoro tak – odezwał się jeden z kapitanów, zbliżając się do pojmanego. – To czemu przez tyle dni milczałeś? Mogłeś
przecież powiedzieć to w trakcie przesłuchania.
- Czemu? – Chłopak odzyskał nieco pewności siebie. – Chciałem zwiedzić tutejsze więzienia.
Wśród
zgromadzonych w sali przeszedł szmer. Oburzony kapitan podszedł do niego. Chwycił go za podbródek i uniósł jego głowę na tyle wysoko, by wymierzyć mu policzek.
Młodzieniec na ułamek sekundy spojrzał w obojętne oczy wciąż przyglądające mu
się z wysokości tronu. Tak okrutnie obojętne... W tym samym momencie poczuł pieczenie na twarzy.
- Jeśli będziesz dalej tak zuchwale odpowiadać,
pozwiedzasz sobie te więzienia przez wieczność – usłyszał koło ucha.
- Dosyć – Zdecydowany, opanowany głos Kaname
błyskawicznie przerwał szepty zebranych.- Moi drodzy, nie ma powodu do złości – Gdyby słowa miały
smak, te byłyby słodkie
niczym miód. – Nie podnoście głosu, a tym bardziej nie urażajcie naszego gościa.
Gościa?! W myśl niepisanej zasady, która mówiła, iż wszystko, co mówi Kaname, jest słuszne, służba ukryła zdumienie pod maską powagi i całkowitego zrozumienia.
- Ta wypowiedź nie stanowi zniewagi w moich oczach.
„Wręcz przeciwnie” – dodał w myślach i ledwo dostrzegalnie się uśmiechnął. Przez chwilę miał
wrażenie, że czeka go rozczarowanie osobą jasnowłosego wojownika, jednak jego
ostatnie słowa rozwiały wszelkie wątpliwości. „Będzie odpowiedni.”
- A teraz zostawcie nas samych.
Wciąż trwający w ukłonie wojownik dostrzegł kontem oka ludzi opuszczających salę. Wyszli nawet pilnujący go strażnicy. W końcu zostali tylko oni - nawzajem uznający się za bogów, niczym nie zmącona, zawieszona między nimi cisza oraz światło porannego słońca.
~part of me~
Dziękuję Ci drogi przechodniu (a może stały bywalcu). Dziękuję, gdyż to największa radość moich ostatnich dni - świadomość, że dzielę się częścią mnie. Może ta część nie jest godna uwagi, może jest tylko zapowiedzią tego, co ukształtuje się kiedyś, może zestawienie jej i tego co teraz piszę - słów pełnych patosu, wywołuje śmiech lub politowanie. Jednak nie wątpliwie jest to część mnie; i to część szczególna, gdyż od pierwszego słowa kierowana do Was, nastawiona na opuszczenie swej prywatnej siedziby, jaką jest mój pokręcony umysł. Ten fragment jest dedykowany Yennefer - przyjaznej duszy, która od jakiegoś czasu czuwa nad moimi skłonnościami do zniechęcenia i rezygnacji. Dziękuję Ci za wszystkie motywujące słowa... A nawet nie za nie. Za to, że mam dla kogo to pisać. Dziękuję wszystkim komentatorom i anonimowym czytelnikom (o ile takowi istnieją, możecie się pod spodem ujawnić, będzie miło). Do następnego wpisu ;)
Nienawidzę cię za to ;* Kończyć w takim momencie?? Rety aż mnie skręca z niecierpliwości ;) Dziękuję za dedykację ;3 Bardzo miło mi było czytać wszystkie słowa na mój temat ;3 Czekam na kolejny rozdział Yennefer ;*
OdpowiedzUsuńOj... przepraszam... albo nie :D Dobrze, wiedzieć, że zaciekawiło. Tak wiem, jestem okrutna. A te słowa to najszczersza prawda, choć nie wszystko udało mi się ubrać w słowa. Dziękuję Ci za znacznie więcej ;)
OdpowiedzUsuńNie masz mi za co dziękować ;) Wyrażam tylko szczerą opinię :) Yennefer
OdpowiedzUsuń'Młody bóg wojny' jest okropnie odważny. Ja z pewnością bym tyle nie wytrzymała.
OdpowiedzUsuń'Chciałem zwiedzić tutejsze więzienia.' - ♥
Taaa... młody bóg wojny jest stuknięty i za to go kocham :D O ile można kochać postać, którą się wymyśliło.
OdpowiedzUsuńMożna, można. :3 Rzeczywiście trochę stuknięty jest. :D
UsuńHaha, jak to zabrzmiało. Nie odbierz tego źle, też go uwielbiam. ♥
UsuńNie no ja wiem, że jest stuknięty, ale jest skrzywiona psychika ma swoje uzasadnienie. Nie zdradzę jakie :) I tak się dowiesz, jeśli przebrniemy (ja też w końcu nie łatwo mi to pisać) do końca opowieści (opowieści - jak to brzmi.. raczej historyjki)
OdpowiedzUsuńNie mogę się doczekać. :3 Nie historyjka, opowieść. Tak brzmi prawidłowo. :>
UsuńZ niecierpliwością czekam na więcej :) Świetnie piszesz :)
OdpowiedzUsuń