Klan Shibasaki zawsze był poważany przez władców Tsukury.
Była to najbogatsza rodzina w całym państwie, nie licząc rodziny cesarskiej.
Stać ich było nawet na utrzymanie własnej armii, choć niewielkiej.
Shibasaki od zawsze starali się przejąć władzę w Tsukurze.
Ta postawa najbardziej nasiliła się za życia Kazumy – ojca Kaname.
Chciał on dokonać zamachu stanu, lecz zakończyło się to porażką.
Jego jedyny syn Kaname wykazał się większą ambicją.
Poszedł zupełnie inną drogą niż jego przodkowie.
Postanowił stworzyć własne państwo na nowych zasadach.
Ogłosił się jego królem i odrzucił nazwisko jak to mieli w zwyczaju cesarze.
Od tej pory jego imię znane jest na zachód od morza i na wschód od gór.
Budzi przerażenie, zwiastuje nadchodzącą wojnę.
Była to najbogatsza rodzina w całym państwie, nie licząc rodziny cesarskiej.
Stać ich było nawet na utrzymanie własnej armii, choć niewielkiej.
Shibasaki od zawsze starali się przejąć władzę w Tsukurze.
Ta postawa najbardziej nasiliła się za życia Kazumy – ojca Kaname.
Chciał on dokonać zamachu stanu, lecz zakończyło się to porażką.
Jego jedyny syn Kaname wykazał się większą ambicją.
Poszedł zupełnie inną drogą niż jego przodkowie.
Postanowił stworzyć własne państwo na nowych zasadach.
Ogłosił się jego królem i odrzucił nazwisko jak to mieli w zwyczaju cesarze.
Od tej pory jego imię znane jest na zachód od morza i na wschód od gór.
Budzi przerażenie, zwiastuje nadchodzącą wojnę.
Tę historię słyszałam wiele razy od matki, kiedy byłam jeszcze mała.
Zawsze budziła we mnie ten sam nieustający podziw.
Zawsze chciałam na własne oczy zobaczyć tego człowieka, pełnego charyzmy, potęgi i pasji. Człowieka, który miał odwagę upodobnić się do cesarzy, a nawet ich przewyższyć; zatrząść ich skamieniałym systemem…
Moje marzenie się spełniło. Tego dnia dostałam szmaragdowy naszyjnik…
„Młody bóg wojny”
To właśnie pomyślał Kaname,
dostrzegłszy z wysokości wzgórza jasnowłosego wojownika. Dlaczego przykuł on
jego uwagę? Czym wywołał takie emocje u zawsze opanowanego, beznamiętnego władcy?
Brakiem strachu. Nawet z tej odległości Kaname mógł dostrzec w jego postawie całkowitą
pewność. Kolejni Tsukurejczycy uciekali w popłochu, a on wciąż walczył
ogarnięty szałem walki. Był
niesamowicie szybki i silny. Jego przeciwników wciąż przybywało, jednak nie
wydawał się tym przejmować. Ciął, rąbał, robił błyskawiczne uniki. Powalał Kanamejczyków
jeden za drugim. W jego pełnych blasku oczach odmalowała się mieszanka gniewu,
szaleństwa, podekscytowania i radości. W końcu został całkowicie sam, otoczony
przez wrogów, którzy zaczęli atakować go jednocześnie. Mimo to żadnemu z nich
nie udało się go pokonać. Jasnowłosy nie czekał, aż do niego podejdą i sam
atakował z zaciekłością bestii.
Kaname obserwował tę scenę z rosnącym zaciekawieniem i
podziwem. Na takiego przeciwnika czekał.
- Podejdziemy bliżej – rzekł do Kaori.
Gdy opuszczali wzgórze, Kaname nie spuszczał oczu z
wojownika. Kiedy podjechali w pobliże pola walki zobaczył, że tajemniczy
przeciwnik jest bardzo młody; mógł mieć najwyżej dwadzieścia dwa, trzy lata. To
jeszcze bardziej zdumiało tyrana. Jego ruchy, technika, siła przy jednoczesnej precyzji,
blask w oczach… i szybkość zachodniego wiatru.
- Panie – przystąpił do niego jeden z kapitanów,
nazwiskiem Ukita, człowiek o cichym usposobieniu, odznaczający się
systematycznością i niezwykłym poczuciem obowiązku. To właśnie jego oddział
zastał na polu bitwy, by dobić ocalałych Tsukurejczyków. – Został nam tylko on –
wskazał na jasnowłosego - Kapitanowie Yotoshiba
i Takugawa ruszyli w pościg za resztą żołnierzy. Powinni tu być w przeciągu 20
minut.
- Chyba macie z nim problem? Dlaczego czterdziestu ludzi
nie może pokonać jednego dzieciaka?
Kapitan zmieszał się.
– Czy mam kazać łucznikom zastrzelić go?
Kaname spojrzał na nieustraszonego wojownika i zamyślił
się. Długie blond włosy zabrane w wysoki kuc powiewały na wietrze. Krew z
rozcięcia na czole napływała do oka o niebieskozielonej tęczówce. Za każdym
razem, gdy gwałtownie się obracał z jego ran tryskała czerwona posoka.
- Popatrz na niego – odpowiedział w końcu. – Jest ranny i
zmęczony. Nie ma potrzeby uciekać się do tak haniebnych metod jak strzelanie z
dystansu. Niedługo osiągnie kres wytrzymałości.
- Ale wcześniej wybije znaczną część oddziału – mruknął
Ukita.
- To twoi ludzie. Ty się o nich martw – odrzekł lodowatym
tonem Kaname.
Przez jakiś czas obaj obserwowali walkę niczym teatralne widowisko. Kamanejczycy ustawili się w kręgu naokoło młodego wojownika i
atakowali po kolei lub w kilka osób. Niektórzy koniecznie chcieli się z nim zmierzyć,
inni marzyli, by pozostać na swoich miejscach i czekać, aż ktoś inny go wykończy.
Tymczasem młody żołnierz wciąż trzymał się na nogach. Końce jego włosów oraz
postrzępione szerokie spodnie przybrały kolor czerwieni. Z trudem łapał oddech.
Jego ruchy straciły nieco szybkości. Choć poszczerbiony miecz wciąż zaciekle
ciął przeciwników, młodzieńcowi coraz częściej nie udawało się uniknąć ciosu.
Kaname nie mógł się nadziwić jago wytrzymałości. Był pewien, że ruchami
wojownika nie kieruje desperacja. Więc co to może być?
- Panie – odezwał się kapitan. – To trwa już zbyt długo.
- O tym ja zadecyduję. Jeśli chcesz, możesz sam się z nim
zmierzyć. Chyba, że uważasz, że kapitanowi nie przystoi pojedynkować się ze
zwykłym szeregowym.
Ukita zbliżył się do kręgu wojowników otaczających wroga
– żywych i martwych. „Co to za człowiek?” – pomyślał, patrząc na twarze
poległych. „Dlaczego nie uciekł jak inni? Czyżby nie słyszał o potędze Kaname,
który nikogo nie pozostawia przy życiu? Właściwie to całkiem możliwe. Nie
wygląda na tutejszego.”
- Poddaj się! – krzyknął do niego. – Oszczędź sobie
wysiłku.
Wojownik nie zwracał na niego uwagi zupełnie pochłonięty
walką. Wydawał się dobrze bawić, mimo bólu i zmęczenia.
- Nie masz szans! Poddaj się! Może wtedy Kaname daruje ci
życie!
Na te słowa jasnowłosy odrzucił głowę do tyłu i zaśmiał
się głośno. Kanamejczycy stanęli osłupieni.
- Mówisz to tak, jakbyście mogli mi je odebrać! – rozległ
się młody, czysty głos.
- Niesamowity – szepnął władca.
Kaori nigdy nie widziała, żeby Kaname był czymś tak
zaintrygowany. Jego zaciekawienie osobą wojownika sprawiło, że zaczynała wątpić
w swoją wyjątkowość i umiejętności. Co go tak poruszyło w tym chłopaku?
Prawdopodobnie sam Kaname dopiero później odkrył, że była
to pogarda wobec jego władzy. Młodzieniec był pierwszą osobą, która miała
odwagę otwarcie zakpić sobie z potęgi Imperium. Ta śmiałość uratowała mu życie.
- Chcę go mieć żywcem – polecił.
Ukita niechętnie dostosował się do jego rozkazu i
powściągał swoich ludzi, by przypadkiem nie zabili wroga. Mimo swojego stanu, wciąż był niebezpieczny.
Kaname nie odrywał od niego oczu. „Wyglądasz jak młody bóg wojny” – pomyślał. „Nie pasuje do ciebie krew i rany.
Ktoś taki jak ty nie powinien walczyć poszczerbionym mieczem. Ustawiłbym cię na
czele moich szeregów w bieli i złocie. Przybrałbym twoją odwagę i wolę walki w
jedwab i klejnoty. Byłbyś wspaniałym orężem.”
Zniecierpliwiony Ukita polecił przynieść sieć i narzucić
ją na młodzieńca. Była wykonana z metalowych ogniw i miała stalowe obciążniki
na rogach, dlatego do jej zarzucenia potrzeba było przynajmniej dwóch ludzi.
Jasnowłosy runął pod jej ciężarem, krzycząc głośno z bólu. Jedna z metalowych
kuł spadła na jego stopę i zmiażdżyła kilka palców. Chłopak wrzeszczał i miotał
się ostatkiem sił. Kiedy przestał, zdjęto z niego sieć. Poczuł żelazne ręce
zaciskające się na jego ramionach i nogach. Wszystko działo się bardzo szybko.
Nawet nie zauważył, kiedy związano mu ręce. Ktoś siłą próbował unieść go do
pionu. Wtedy ból znów przeszył jego stopę i wojownik z krzykiem upadł. Czyjeś
dłonie chwyciły go mocno i zaciągnęły w stronę Kaname. Wojownik nie mógł
dostrzec jego twarzy, gdyż nie starczyło mu sił, by podnieść głowę. Chciał
zobaczyć jego twarz, twarz słynnego Kaname, jednak siedzący na koniu był za
wysoko. Wykrzywił tylko usta, z którym pociekła krew, w upiorny uśmiech.
- Wreszcie – odetchnął kapitan zmęczony całą tą sytuacją.
Po prawie godzinie samotnej walki jasnowłosy
wojownik został pojmany. Bitwa dobiegła końca.
~part of me~
Z dedykacją dla Malarii. Bez Ciebie nie byłoby tej historii, dobrze o tym wiesz. Zapraszam do komentowania. Jeśli Cię to zaciekawiło - napisz, jeśli coś Cię zirytowało - skrytykuj. A może uważasz, że jest to opowiadanie jakich pełno w internecie i nie wywołało u Ciebie żadnych emocji? To też możesz mi napisać. Masz bloga? Spamuj śmiało.
Pozdawiam
Wreszcie znalazłam idealnego bloga dla mnie ;) będę tu zaglądać :) http://passion-otaku.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńPodoba mi się to opowiadanie! Jest cudne....
OdpowiedzUsuńMalaria
Wow. Jedyne co potrafię powiedzieć po przeczytaniu to Wow.
OdpowiedzUsuńFabuła jest oryginalna i dość ciekawa. Myślę, że będę częściej wpadać.
Teraz bardziej zwróciłam uwagę na narratorkę/panią ze wstępów. Z początku wyobrażałam sobie, że jest po prostu jedną z przybocznych, nieznaną z imienia, ale to chyba Kaori, tak?
OdpowiedzUsuńTyran jak na razie jest dla mnie tyranem, choć zanim się nie wyjaśniło skąd ta 'litość', to miałam nadzieję, że jednak jakaś jasna strona mocy się w nim odezwała, nie ma to jak naiwność ;)
Rozwiany jasny włos hah :) i stanął mi przed oczami Hideki, żywcem wyjęty z twojego obrazu :D Chyba nie zgodzi się na bycie narzędziem w rękach tyrana?
Emocje, emocje, a Ty jeszcze kończysz w takim momencie ;) No, czyli się podobało, jak zwykle :)
Tak, masz rację - jest to Kaori :). Ojejku, jejku. Co Ty najlepszego wyrabiasz? Czytać to opowiadanie, kiedy ja się poddałam i jeszcze tak motywować. Chyba będę musiała wziąć się w garść i zacząć pisać nowy rozdział, zanim skończysz całość, bo jak tu inaczej? Tylko, że nie ma pojęcia, jak się za to zabrać...
UsuńZanim skończę, to trochę pewnie minie, bo widzę, że jeszcze sporo części mnie czeka. Ale nie poddawaj się, szkoda by było to zostawić :)
Usuń"Tylko, że nie ma pojęcia, jak się za to zabrać..."
Wena, jakiś pomysł, na pewno przyjdą :) Albo jakaś inspiracja czy objawienie senne. Może pegaz kopnie znienacka? W każdym razie tego Ci życzę :)
Dziękuję. Podnosi mnie to na duchu :)
Usuń