Pierwszego dnia służby dostałam naszyjnik ze szmaragdem. Pierwszy prezent.
Kaname powiedział, że taki sam klejnot umieszczono w moich oczach. Drugi prezent.
Zamieszkałam w południowej części Shikaze Shitou. Trzeci prezent.
Był słoneczny, letni dzień, gdy wojsko Tsukury - ostatnia linia oporu wobec ekspansji Imperium - napadło znienacka oddziały Kaname, które przeprawiały się przez góry dnem doliny. Skąd wiedzieli o przemarszu nowo przyjętych wojowników oraz transporcie broni? To pytanie zadawał sobie przywódca Imperium - Shibasaki Kaname, tyran który wypowiedział nieposłuszeństwo władcom Tsukury i przyjął samozwańczy tytuł króla. W ciągu zaledwie kilku lat stał się najbardziej wpływowym człowiekiem w świecie Wschodu i zbudował potężne imprenium, które z roku na rok pochłaniało coraz więcej państw zbyt słabych na podęcie obrony.
Pobór żołnierzy w niedawno podbitym kraju łączył się z podpisaniem wiele umów i sojuszy na tyle ważnych, że obecność władcy była konieczna. Czy Tsukura o tym wiedziała? Czy dowódcy zdawali sobie sprawę, że na czele konwoju znajduje się otoczony swoją świtą, ich największy wróg, budzący jednocześnie nienawiść oraz podziw, do którego niewielu Tsukurejczyków się przyznawało. Być może wiedzieli, ale prawdopodobnie chodziło tylko o przejęcie broni oraz niedopuszczenie do połączenia się nowo sformowanych oddziałów z głównymi siłami stacjonującymi w stolicy.
Pobór żołnierzy w niedawno podbitym kraju łączył się z podpisaniem wiele umów i sojuszy na tyle ważnych, że obecność władcy była konieczna. Czy Tsukura o tym wiedziała? Czy dowódcy zdawali sobie sprawę, że na czele konwoju znajduje się otoczony swoją świtą, ich największy wróg, budzący jednocześnie nienawiść oraz podziw, do którego niewielu Tsukurejczyków się przyznawało. Być może wiedzieli, ale prawdopodobnie chodziło tylko o przejęcie broni oraz niedopuszczenie do połączenia się nowo sformowanych oddziałów z głównymi siłami stacjonującymi w stolicy.
Dwa elementy zasadzki nie zadziałały. Nie dlatego, że Tsukurejczycy byli źle przygotowani; to raczej Kanamejczycy byli zbyt silni. Pierwszy - efekt zaskoczenia. Wojownicy szybko zorientowali się, że nie są jedynymi gośćmi w skalistej dolinie i przyśpieszyli kroku. Gdy przeciwnicy zaatakowali, większa część żołnierzy zdążyła wyjść już na otwartą przestrzeń, w wyniku czego drugi element - wykorzystanie ukształtowania terenu - również spalił się na panewce. Gdyby zdążyli rozpocząć atak jeszcze w dolinie, Kanamejczycy nie mogliby wykorzystać swojej przewagi liczebnej. W momencie przeniesienia pola bitwy na otwartą przestrzeń, plan Tsukury rozsypał się jak domek z kart, gdy usunie się jego fundamenty. Wynik został przesądzony. Wystarczyło tylko rozegrać to szybko i z jak najmniejszym ryzykiem poniesienia strat. Na to liczył Kaname. To będzie dobry sprawdzian dla nowych wojowników. Szybkie i zdecydowane odparcie. Wyciąć w pień wszystkich, co do jednego. Żadnych jeńców.
Świta Kaname składała się z czterech kapitanów oraz czerech pięcioosobowych zespołów przez nich wybranych. Cała eskorta była świetnie wyszkolona; kapitanowie na rozkaz Kaname błyskawicznie rozpoczęli działania obronne. Sprawnie sformowali szyki i ustalili prostą, aczkolwiek efektywną strategię. Po chwili obie strony z impetem ruszyły na siebie. Rozległ się pierwszy brzęk żelaza. Polała się pierwsza krew.
Przy czym działania te tyczyły się tylko trzech kapitanów. Kaori Yuuki - jedyna kobieta w Imperium z rangą kapitańską - wraz z dwudziestką wojowników trwała przy boku króla. Zazwyczaj nie brała udziału w bitwach. Wykonywała zadania innego rodzaju, jak osobista ochrona Kamane, cicha likwidacja wrogów, wszelkie działania w ukryciu, samotne misje. W nich mogła w pełni wykorzystać i rozwijać swój potencjał. Natomiast na polu bitwy na niewiele mogła się przydać ze względu na drobną posturę i średnią wytrzymałość. Dlatego i tym razem trzymała się z dala od ognia walki, czuwając nad bezpieczeństwem króla.
- Yuuki - przemówił dźwięcznym głosem Kaname - na czas bitwy zajmiemy miejsce na tym pagórku. Chcę
dobrze widzieć, ile są warci nasi nowi wojownicy.Rzeczywiście, widok z wzniesienia był bardzo dobry. Ścierające się oddziały wyglądały stąd jak pionki na szachownicy. Oprócz nowo sformowanych oddziałów piechoty w potyczce uczestniczyło ok. 400 jeźdźców podległych pod kapitanów, którzy na szerokim, wolnym obszarze mogli świetnie wykorzystać swoje możliwości. Przewaga Kanamejczyków okazała się druzgocąca, nie tylko w liczbie, ale i wyszkoleniu. Gdyby uderzenie zostało zadane jeszcze w górskim przesmyku, być może bitwa mogłabym potoczyć się inaczej. Tymczasem na otwartej przestrzeni Tsukurejczycy zostali otoczeni bez żadnej możliwości odwrotu czy schronienia.
Po
twarzy Kaname przemknęło ledwo widoczne skrzywienie. Zapewne wyrażało ono
rozczarowanie słabością wroga. Jaką satysfakcję może przynieść zwycięstwo
odniesione bezwysiłkowo? Kaname uwielbiał wygrywać, ale nie tak. Nie bez
godnego przeciwnika.
Z zachodu dmuchnął silny wiatr, ochładzając
rozgrzaną letnim powietrzem twarz tyrana. Było to oblicze człowieka w kwiecie
wieku męskiego, bardzo przystojnego, panującego nad każdym drgnieniem mięśnia; oblicze młode i dojrzałe zarazem. Zachodni
wiatr… jak nic inne rozbudzał we władcy dawne tęsknoty i ambicje. Szybki i
porywczy nawiedzał co jakiś czas okoliczne krainy, niosąc zimne powietrze znad
gór oraz pewną dzikość, śmiałość, zapowiedź zmiany. Kaname dużo uwagi poświęcał
wiatrom i bardzo lubił czuć ich niesamowite działanie. Zachodni wiatr cenił
nawet bardziej od łagodnego, wilgotnego wiatru znad morza. Cóż przyniesie on
tym razem? Oprócz tego, że ostudzi nagrzaną ziemię zroszoną krwią poległych…
Jednego
Kamane nie mógł odmówić Tsukurejczykom – odwagi. Tsukura wciąż mu się stawiała.
Podczas gdy inne państwa przyjmowały jego zwierzchnictwo, Tsukura wciąż
prowadziła z nim wojnę, mając u boku zaledwie kilku sojuszników. Mieli szczęście – było ich stać na ochronę swoich wartość i suwerenności. Ale i oni
musieli upaść.
Ta garstka żołnierzy stanowiła najlepsze tego potwierdzenie.
Przeciwnicy napierali na nich ze wszystkich stron, zbijając ich w ciasną
gromadę. W tłoku panowało istne piekło. Żadnej możliwości obrony, swobody
ruchu: potykanie się o martwe ciała przyjaciół zalegające dookoła.
Nagle wydarzyło się coś nieoczekiwanego.
Część żołnierzy zaczęła się z niezwykłą siłą przebijać przez mrowie
Kanamejczyków. Próbowali wykonać odwrót! Małej grupce Tsukurejczyków udało się
utorować sobie drogę i wydostać się. Zapewnie byli to dowódcy feralnej akcji.
Reszta została, by jak najdłużej zatrzymać rywali. Dwaj kapitanowie wraz z
swymi ludźmi natychmiast ruszyli za uciekającymi przywódcami. Trzeci odwołał nowych
żołnierzy, by przygotowali się do dalszej drogi, a sam zajął się niedobitkami osłaniającymi
odwrót. Powierzono im niewdzięczną misję,
ostatnią w ich życiu – oczekiwać na pewną śmierć, by ktoś inny mógł przeżyć.
Prawdopodobnie zdawali sobie sprawę, że ich poświęcenie okaże się daremne. Z
Kaname się nie wygrywa.
Kaname patrzył na to rozbawiony. Próba
odwrotu zrobiła na nim wrażenie, ale po chwili Tsukurejczycy zostali dogonieni
przez szybką, lekką jazdę i zabici. Żaden nie uszedł. To samo czekało tych
nieszczęśników, którzy zostali na polu bitwy. Byli przerażeni. Padali jeden po
drugim, by już nigdy nie powstać. Tak łatwo oddawali swoje życia… Niektórzy
uciekali, inni w swej naiwności poddawali się, licząc na ocalenie. Był to niezmiernie zabawny obraz upadku i przerażenia.
Wtem Kaname zauważył coś niepasującego do
tego widoku. Coś co poruszyło go do głębi
świadomości. Coś co wprawiło go w zachwyt. Coś czego zapragnął mieć.
,,Młody bóg wojny..."
~ Part of me ~
Wcześniej pisałam jakby anonimowo, gdyż nie spodziewałam się odbiorców. Okazało się jednak, że takowi się pojawili, mimo że blog istnieje od niedawna i jeszcze nie do końca go "ogarniam". W tym miejscu wypada mi Was przywitać! Gratuluję, dotarliście do końca postu. Tak zaczyna się historia Dwóch bogów. Mam nadzieję, że nie zanudziły Was ten rzeczowy ton, opis bitwy etc. To było konieczne. Wkrótce sami się przekonacie. Zapraszam do zajrzenia za ok. tydzień do zakładki Dwaj bogowie, choć niewykluczone, że wcześniej wrzucę coś o odmiennej tematyce. Zapraszam do komentowania, krytykowania, pytań, narzekań...
Z dedykacją dla Malarii i Dżumy oraz wszystkich, którzy byli tu więcej niż jeden raz :)
Masz talent plastyczny i literacki :) Oby tak dalej :) Zapraszam na mojego bloga :)
OdpowiedzUsuńWybacz, świetnie piszesz, ale to nie w moim stylu ;3 Ale klejnot w oczach - pomysłowe!
OdpowiedzUsuńPo prologu byłam pewna, że opowieść będzie taka jak on: poetycka i tajemnicza, z dodatkiem nieokreślonego uczucia (nie umiem go nazwać), bitwa mnie zaskoczyła, a jeszcze bardziej to, że Kaname to tyran-samozwaniec (ale strasznie mnie zaciekawił, ciekawe czy to będzie typowy tyran czy może na zasadzie "dobry tyran nie jest zły"). Jestem kompletnie zielona, jeśli idzie o walki, strategie, taktyki itd., ale i bez wiedzy te opisy się przyjemnie czyta - i nie wiem dlaczego, ale podczas lektury widziałam granatowe barwy.
OdpowiedzUsuń"oblicze młode i dojrzałe zarazem"
Kaname ma coś z Elronda :)
Zgadzam się z Weroniszą co do pomysłu ze szmaragdami. I co do tego, że świetnie piszesz :)
Kurczę, wkręciłam się. Będę tak pomalutku się delektować i wracać z komentarzami.
O jeny... chyba masz jakieś telepatyczne lub prorocze zdolności, że widzisz wszystko w granacie! Z resztą zobaczysz. Bardzo miło mi czytać Twoje słowa, jednak wraca mi teraz żal do siebie za zawieszenie opowiadania. To ciekawe, że skojarzyłaś Kaname z Elrondem, choć przyznaję, że można odnieść takie wrażenie. Kaname na pewno lubi się otaczać taką aurą... nieśmiertelności? No coś w tym guście. Ale jaki z niego tyran, to się przekonasz :D
UsuńCzasem mi się zdarzają takie sytuacje, ale teraz aż się przestraszyłam ;) Będzie granat?! No to jestem ciekawa w jakiej postaci się tam objawi. To z Elrondem to tylko takie małe skojarzenie, bo mi się przypomniał opis Elronda w Rivendell, ale poza tym ten Kaname wydał mi się tak jak Elrond hmm... doświadczony, nie do końca odkryty :)
UsuńMoże jeszcze kiedyś odwiesisz? Z weną nigdy nic nie wiadomo.
"Ale jaki z niego tyran, to się przekonasz :D"
Po takich słowach budzi się we mnie ciekawskie jajo ;) Już się nie mogę doczekać :)
Kiedyś na pewno odwieszę, ale zrobię to tylko po przeredagowaniu całości, bo w obecnej formie jestem z tego opowiadania niezadowolona i jeśli mam je pisać dalej to od nowa.
Usuń