6 kwi 2013

Rozdział II cz. 1 Śmiech Kaname




Kiedy Kaname nienawidzi, ty też nienawidzisz.

Kiedy Kaname jest zadowolony, ty też jesteś zadowolony.

Kiedy Kaname jest zamyślony, ty również starasz się podążyć za jego myślą.

Kiedy Kaname mówi tańcz, tańczysz.

Kiedy Kaname mówi płacz, płaczesz.

Kiedy Kaname mówi obetnij swoją rękę, obcinasz ją.

Kiedy Kaname na ciebie patrzy, ty spuszczasz oczy i nie patrzysz na niego.

Chyba, że ci pozwoli… albo podaruje zielony klejnot.






Następne dni niewiele się od siebie różniły. Wojownik wciąż był przesłuchiwany z tą tylko różnicą,  że nikt nawet go nie zadrasnął. Mimo to przesłuchiwania były bardzo nużące. Ciągle zadawano mu te same pytania – o nazwisko, wiek, pochodzenia, a także o przecieki informacji,  dowódców ostatniej bitwy, umiejscowienie baz…  Doskwierał mu głód, gdyż dostawał tylko wodę oraz brak snu. Przesłuchania odbywały się w dzień i w nocy. Strażnicy skutecznie uniemożliwiali mu zaśnięcie.

Czwartego dnia niewoli więzień prawie się złamał.

- Powiesz nam tylko, kim jesteś. To wystarczy, uwierz mi – namawiał go porucznik, prawie miłym głosem. – Powiesz tylko, skąd jesteś, a już nie wrócisz do celi, dostaniesz jedzenie, leki i to wszystko się w końcu skończy.
Ciało młodzieńca drżało. Kajdany uderzały o siebie, wydając metaliczny brzęk.  Uniósł powoli głowę chwiejącą się na boki i spojrzał na porucznika umęczonymi, smutnymi oczami. Widać w nich było wahanie, na które czekał Kanamejczyk. Po chwili dało się słyszeć jego pierwsze słowa od trzech dni:
- Jeśli pan Kamane tak bardzo chce widzieć, jak mam na imię, to niech się pofatyguje i sam zapyta – wydukał.
Nie takiej odpowiedzi oczekiwał porucznik. Uderzył pięścią w stół i krzyknął:
- Trzymajcie mnie, bo zaraz go rozszarpię! Ty sobie uważaj o kim tak mówisz! Myślisz, że kim jesteś, do cholery?! Uważasz, że możesz bezkarnie obrażać króla?!
Porucznik nie posiadał się ze złości. Jego reakcja upewniła wojownika w swoim postanowieniu. Poczuł, że jego odrętwiałe wargi układają się w uśmiech. To pewnie jeszcze bardziej zirytuje strażników. Wtem zakręciło mu się w głowie. Poczuł, że osuwa się na podłogę. Myśli odpłynęły gdzieś w stronę światła, przeszłości, gór... Usłyszał kobiecy śpiew… „Tam gdzie ruczaju szum i fal dźwięczny śpiew…”

- A temu co znowu?
- Zasnął, poruczniku.
Mężczyzna westchnął. To wszystko działało mu już na nerwy. Jak miał cokolwiek wyciągnąć z więźnia, skoro nie wolno mu było używać przemocy.
- Budzić go! Budzić natychmiast! – krzyknął do podwładnych. – Albo nie! Kończymy ten cyrk. Zamieść go do celi. Pora spisać raport.  



Scena przypominała tę sprzed trzech dni. Król siedział na tronie i spoglądał na kapitana. Ogromna sala pogrążony była w półmroku. Słońce jeszcze nie wzeszło.
- Coś powiedział?
- Nie odpowiedział na żadne z pytań.
- Czy coś powiedział? – powtórzył Kaname.
- Tak… odezwał się kilka razy – odpowiedział z wahaniem Ukita.
- Cóż takiego mówił?
- Kiedy porucznik Takahashi rzucił: „Wszystko nam wyśpiewasz”, odpowiedział, że nie umie śpiewać i spytał, czy go tego nauczą…
- Ciekawe… nawet bardzo – powiedział Kaname, wodząc palcem w okolicach ust. – Ale mówił też coś jeszcze, prawda? Coś czego obawiasz się mi przekazać. Tym bardziej musi to być interesujące. Słucham.
Ukita spojrzał na notatkę, którą dostał kilkanaście minut wcześniej. Po chwili milczenia przeczytał:
-  „Jeśli pan Kaname tak bardzo chce wiedzieć, jak mam na imię, to niech się pofatyguje i sam zapyta”.

Twarz Kaname pozostała niewzruszona.
- Jeśli to wszystko, przygotuj więźnia do spotkania ze mną. Wraz z wschodem słońca ma się tutaj stawić. Niech sala pozostanie otwarta; przypadkowi dworzanie nie powinni nam przeszkadzać. Dobrze nawet gdyby zjawili się niektórzy kapitanowie. Możesz odejść.
- Tak jest.

Kapitan skłonił się nisko i z umysłem pełnym pytań i wątpliwości opuścił salę tronową. Gdy tylko drzwi się za nim zamknęły, Kaname wybuchnął śmiechem. Był to chłodny i niezbyt głośny śmiech; wyrażający satysfakcję i rozbawienie.

- Ależ oczywiście, że się ciebie spytam, młody wojowniku.





~part of me~






Pierwszy rozdział zakończony... łał. Szybko poszło. A teraz startujemy z drugim. Na razie cz. 1 trochę krótka, ale już nie długo pojawi się następna. Już niedługo... Pewnie nie podoba się Wam to określenie. Jak widać dodaję posty w różnych odstępach czasu. Zasada jest jedna. Notki nie będą się pojawiać rzadziej niż co tydzień. Przynajmniej takie jest założenie. Jeśli okaże się, że z czymś się nie wyrobię, dam znać. Wcześniej mogłam publikować posty trochę szybciej, bo miała dużo wolnego czasu, wiadomo - święta. Jednak teraz może się to zmienić. Mam nadzieję, że dostarczycie mi trochę motywacji. Ostatnio dowiedziałam się, że parę osób czyta to regularnie. Nawet nie wiecie, jak mnie to podbudowało. Piszę to dla Was. Można śmiało komentować, nawet jeśli nie ma się własnego konta. Polecam się mimo wszystko podpisać jakimś pseudonimem jak to robi moja kochana Malaria (ja to Cholera tak na marginesie; jest jeszcze Dżuma, czy są chętni do przyjęcia ksywy Syf? Może Trąd?). Wtedy będę mogła jakoś odróżniać Wasze komentarze. Pozdrawiam i życzę miłego dnia.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jak miło, że decydujesz się na skomentowanie. Tylko pamiętaj - szczerość najważniejsza!