Kiedy Kaname nienawidzi, ty też nienawidzisz.
Kiedy Kaname jest zadowolony, ty też jesteś zadowolony.
Kiedy Kaname jest zamyślony, ty również starasz się podążyć za jego
myślą.
Kiedy Kaname mówi tańcz, tańczysz.
Kiedy Kaname mówi płacz, płaczesz.
Kiedy Kaname mówi obetnij swoją rękę, obcinasz ją.
Kiedy Kaname na ciebie patrzy, ty spuszczasz oczy i nie patrzysz na
niego.
Chyba, że ci pozwoli… albo podaruje zielony klejnot.
Następne dni niewiele się od
siebie różniły. Wojownik wciąż był przesłuchiwany z tą tylko różnicą, że nikt nawet go nie zadrasnął. Mimo to
przesłuchiwania były bardzo nużące. Ciągle zadawano mu te same pytania – o nazwisko,
wiek, pochodzenia, a także o przecieki informacji, dowódców ostatniej bitwy, umiejscowienie baz… Doskwierał mu głód, gdyż dostawał tylko wodę
oraz brak snu. Przesłuchania odbywały się w dzień i w nocy. Strażnicy
skutecznie uniemożliwiali mu zaśnięcie.
Czwartego dnia niewoli więzień
prawie się złamał.
- Powiesz nam tylko, kim jesteś.
To wystarczy, uwierz mi – namawiał go porucznik, prawie miłym głosem. – Powiesz
tylko, skąd jesteś, a już nie wrócisz do celi, dostaniesz jedzenie, leki i to
wszystko się w końcu skończy.
Ciało młodzieńca drżało. Kajdany uderzały o siebie, wydając metaliczny
brzęk. Uniósł powoli głowę chwiejącą się
na boki i spojrzał na porucznika umęczonymi, smutnymi oczami. Widać w nich było
wahanie, na które czekał Kanamejczyk. Po chwili dało się słyszeć jego pierwsze
słowa od trzech dni:
- Jeśli pan Kamane tak bardzo
chce widzieć, jak mam na imię, to niech się pofatyguje i sam zapyta – wydukał.
Nie takiej odpowiedzi oczekiwał
porucznik. Uderzył pięścią w stół i krzyknął:
- Trzymajcie mnie, bo zaraz go rozszarpię!
Ty sobie uważaj o kim tak mówisz! Myślisz, że kim jesteś, do cholery?! Uważasz,
że możesz bezkarnie obrażać króla?!
Porucznik nie posiadał się ze
złości. Jego reakcja upewniła wojownika w swoim postanowieniu. Poczuł, że jego
odrętwiałe wargi układają się w uśmiech. To pewnie jeszcze bardziej zirytuje
strażników. Wtem zakręciło mu się w głowie. Poczuł, że osuwa się na podłogę.
Myśli odpłynęły gdzieś w stronę światła, przeszłości, gór... Usłyszał kobiecy
śpiew… „Tam gdzie ruczaju szum i fal dźwięczny śpiew…”
- A temu co znowu?
- Zasnął, poruczniku.
Mężczyzna westchnął. To wszystko
działało mu już na nerwy. Jak miał cokolwiek wyciągnąć z więźnia, skoro nie
wolno mu było używać przemocy.
- Budzić go! Budzić natychmiast! –
krzyknął do podwładnych. – Albo nie! Kończymy ten cyrk. Zamieść go do celi.
Pora spisać raport.
Scena przypominała tę sprzed
trzech dni. Król siedział na tronie i spoglądał na kapitana. Ogromna sala
pogrążony była w półmroku. Słońce jeszcze nie wzeszło.
- Coś powiedział?
- Nie odpowiedział na żadne z
pytań.
- Czy coś powiedział? – powtórzył
Kaname.
- Tak… odezwał się kilka razy –
odpowiedział z wahaniem Ukita.
- Cóż takiego mówił?
- Kiedy porucznik Takahashi rzucił:
„Wszystko nam wyśpiewasz”, odpowiedział, że nie umie śpiewać i spytał, czy go
tego nauczą…
- Ciekawe… nawet bardzo –
powiedział Kaname, wodząc palcem w okolicach ust. – Ale mówił też coś jeszcze,
prawda? Coś czego obawiasz się mi przekazać. Tym bardziej musi to być interesujące. Słucham.
Ukita spojrzał na notatkę, którą
dostał kilkanaście minut wcześniej. Po chwili milczenia przeczytał:
- „Jeśli pan Kaname tak bardzo chce wiedzieć, jak
mam na imię, to niech się pofatyguje i sam zapyta”.
Twarz Kaname pozostała
niewzruszona.
- Jeśli to wszystko, przygotuj
więźnia do spotkania ze mną. Wraz z wschodem słońca ma się tutaj stawić. Niech
sala pozostanie otwarta; przypadkowi dworzanie nie powinni nam przeszkadzać.
Dobrze nawet gdyby zjawili się niektórzy kapitanowie. Możesz odejść.
- Tak jest.
Kapitan skłonił się nisko i z umysłem
pełnym pytań i wątpliwości opuścił salę tronową. Gdy tylko drzwi się za nim zamknęły,
Kaname wybuchnął śmiechem. Był to chłodny i niezbyt głośny śmiech; wyrażający
satysfakcję i rozbawienie.
- Ależ oczywiście, że się ciebie spytam,
młody wojowniku.
~part of me~
Pierwszy
rozdział zakończony... łał. Szybko poszło. A teraz startujemy z drugim. Na
razie cz. 1 trochę krótka, ale już nie długo pojawi się następna. Już
niedługo... Pewnie nie podoba się Wam to określenie. Jak widać dodaję posty w
różnych odstępach czasu. Zasada jest jedna. Notki nie będą się pojawiać
rzadziej niż co tydzień. Przynajmniej takie jest założenie. Jeśli okaże się, że
z czymś się nie wyrobię, dam znać. Wcześniej mogłam publikować posty trochę
szybciej, bo miała dużo wolnego czasu, wiadomo - święta. Jednak teraz może się
to zmienić. Mam nadzieję, że dostarczycie mi trochę motywacji. Ostatnio
dowiedziałam się, że parę osób czyta to regularnie. Nawet nie wiecie, jak mnie
to podbudowało. Piszę to dla Was. Można śmiało komentować, nawet jeśli nie ma
się własnego konta. Polecam się mimo wszystko podpisać jakimś pseudonimem jak
to robi moja kochana Malaria (ja to Cholera tak na marginesie; jest jeszcze
Dżuma, czy są chętni do przyjęcia ksywy Syf? Może Trąd?). Wtedy będę mogła
jakoś odróżniać Wasze komentarze. Pozdrawiam i życzę miłego dnia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jak miło, że decydujesz się na skomentowanie. Tylko pamiętaj - szczerość najważniejsza!